Beata Szparaga-Waśniewska PL
12 pytań do: Beata Szparaga-Waśniewska, CFA, Doradca Inwestycyjny Beatko, bardzo się cieszę, iż zgodziłaś się wziąć udział w 12on12! Czas tak szybko leci. Pamiętam jak przeprowadzałam z Tobą rozmowę rekrutacyjną do działu analiz w biurze maklerskim. Minęła dekada i jesteś jedną z najbardziej cenionych osób na tzw. sell-sidzie czyli wśród analityków i analityczek akcji. Już na studiach byłaś zdecydowana, aby pracować na rynku kapitałowym. Co przyciągnęło Cię na rynek? Idąc na studia wiedziałam, że moja przyszła praca musi być decyzyjna, związana ze stałym rozwojem i wymagająca analitycznego myślenia. Na drugim roku Zarządzania na Uniwersytecie Gdańskim wybrałam więc specjalizację Inwestycje i napisałam pracę licencjacką poświęconą wycenie Lotosu. Bardzo mnie to ćwiczenie wtedy wciągnęło i zaczęłam interesować się giełdą. W Trójmieście nie było niestety zbyt wielu możliwości pracy związanej z rynkiem kapitałowym, zaczęłam więc pracę w kontrolingu u jednego z trójmiejskich deweloperów, ale szybko zdałam sobie sprawę, że potrzebuję czegoś dynamiczniejszego. Przeniosłam się więc na studia magisterskie na SGH (Szkoła Główna Handlowa), zaczęłam szukać pracy na tzw. „sell-sidzie” i” buy-sidzie” oraz przygotowywać się do egzaminu na doradcę inwestycyjnego. Znalazłam wtedy ogłoszenie na stanowisko juniora w ING Securities i tak się poznałyśmy. Wykonujesz zawód analityka akcji – opowiedz proszę na czym on polega i jak wygląda przeciętny dzień w pracy analityka w biurze lub domu maklerskim? Dzień pracy analityka zaczyna się dość wcześnie, czasami jeszcze przed 7:00. Na początku dnia przygotowujemy biuletyn poranny i komentarze np. do wyników kwartalnych. Później mamy spotkanie z maklerami, na którym omawiamy i kwantyfikujemy wydarzenia w naszych sektorach. W dalszej części dnia, bierzemy udział w spotkaniach ze spółkami, przygotowujemy rekomendacje i przedstawiamy pomysły inwestycyjne klientom. Wymieniłaś wiele ciekawych aspektów – zacznijmy od komentarzy do wyników kwartalnych publikowanych przez spółki. Jakie kluczowe aspekty tych wyników analityk powinien wziąć pod uwagę? Kiedy możemy powiedzieć, iż dane wyniki są dobre a kiedy złe? To bardzo zależy od sektora. Ważne jest na ile wyniki różnią się od naszych oczekiwań, co z nich wynika na kolejne kwartały oraz jaka jest ich jakość. Zawsze trzeba oczyścić wynik o ewentualne zdarzenia niegotówkowe, czynniki niepowtarzalne czy zabiegi księgowe. Do analizy sprawozdań finansowych potrzeba dużej wiedzy i doświadczenia, w szczególności jeśli dokonuje się jej pod presją czasu – jak to ma miejsce w sezonie wyników (okresie czasu, podczas którego spółki giełdowe publikują wyniki okresowe). Czy często w sprawozdaniach finansowych można spotkać się z kreatywną księgowością? Bardzo często, niestety standardy rachunkowości pozwalają na wiele, a sam fakt, że sprawozdanie zostało poddane badaniu audytora wcale nie znaczy, że pokazuje ono prawdziwy obraz finansów spółki. Pokazuje to m.in. głośna sprawa GetBacku. Znam też przykłady spółek, które miały ogromne zobowiązania pozabilansowe, których nie ujawniały, bo audytorzy od nich tego nie wymagali. Spółki często zmieniają też zasady rachunkowości, przekształcają dane historyczne. Czasami tylko poziom gotówki jest wiarygodny, chociaż są sposoby, aby i tę pozycję „podkręcić” na koniec kwartału. Oprócz sprawozdania finansowego, spółki publikują też sprawozdanie zarządu z działalności, czyli w uproszczeniu taką formę podsumowania i komentarza zarządu do osiągniętych wyników. Jakie dobre praktyki w tych materiałach byś wyróżniła a jakie powinny odejść do przeszłości? Dobrą praktyką jest pokazywanie w sprawozdaniu dodatkowych danych, dzięki którym można lepiej zrozumieć biznes spółki i jego perspektywy – mogą to być wolumeny, udziały rynkowe, portfel zamówień czy plany na kolejne kwartały. Mało użyteczne są natomiast sprawozdania zarządu, w których nie ma żadnej wartości dodanej, a tylko suchy opis liczb ze sprawozdania. Wspomniałaś już, iż elementem pracy analityka jest tworzenie raportów i rekomendacji na spółki notowane. Co one zawierają? Jak długo trwa tworzenie takiego raportu? Rekomendacje zawierają na ogół analizę rynku, na którym działa spółka, jej modelu biznesowego i strategii oraz prognozy i wycenę. Bardzo ważna jest też sekcja ryzyka. Praca nad nową spółką, szczególnie np. w przypadku raportu IPO (Initial Public Offering, pierwotnej oferty publicznej) może zająć ponad miesiąc. Wiemy już, iż częścią raportu jest wycena spółki. Jakie metody wyceny są najczęściej wykorzystywane na polskim rynku i czym one się charakteryzują? Czy jeśli analityk/czka wydaje rekomendację „kupuj” lub „sprzedaj” to kursy reagują od razu? Najczęściej wykorzystywany jest model DCF, który polega na dyskontowaniu przepływów pieniężnych prognozowanych na kolejne lata oraz wycena porównawcza, która pokazuje, ile nasza spółka powinna być warta w odniesieniu do wyceny rynkowej spółek z sektora. To, iż spółka jest przewartościowana lub niedowartościowana nie oznacza, iż jej akcje po wydaniu rekomendacji spadną lub wzrosną. Musi się dopiero spełnić scenariusz zakładany przez analityka lub rynek musi zacząć dostrzegać, że ten scenariusz nie jest jeszcze zdyskontowany (uwzględniony) w cenie. Praca analityka akcji to praca nie tylko ze sprawozdaniami i modelami wyceny, ale też z ludźmi. Trzeba utrzymywać relacje z inwestorami oraz ze spółkami. Skupmy się na tych ostatnich – jak reagują zarządy na rekomendacje „kupuj” a jak na „sprzedaj”? Kiedyś usłyszałam od prezesa spółki, na którą wydałam rekomendację „sprzedaj” niemiłe komentarze, przez pewien czas nie byłam też zapraszana na ich konferencje wynikowe. W większości przypadków reakcja zarządów jest jednak bardziej wyważona – mówią na przykład, że postarają się mnie pozytywnie zaskoczyć, albo przekonać do zmiany zdania. W przypadku rekomendacji „kupuj” często wyrażają zdziwienie, że potencjał wzrostu nie jest wyższy. Na palcach jednej ręki mogę natomiast policzyć przypadki, kiedy zarząd przyznał, że moje założenia mogą być zbyt optymistyczne. Rozmawiasz i znasz wiele zarządów spółek giełdowych. Jakie działania, sposób komunikacji czy też cechy charakteru wyróżniają osoby w zarządach, które uznawane za wiarygodne? Moim zdaniem konsekwentna i transparentna komunikacja jest najważniejsza, przedstawianie realnych celów, a następnie ich dowożenie. Doceniam też, jak zarząd potrafi przyznać, że nie spełnił oczekiwań inwestorów i jednocześnie zapowiedzieć co planuje zrobić, żeby kolejny rok był lepszy. Oprócz pracy zawodowej, angażujesz się również społecznie. Jesteś jedną ze współzałożycielek 30% Club Poland, za co Ci bardzo dziękuję. Czy niski udział kobiet we władzach spółek jest zauważalny w pracy analityka akcji? Czy są konsekwencje tego zjawiska? Myślę, że liczby mówią same za siebie – jak wynika z raportu „Udział kobiet we władzach, a efektywność spółek”, bardziej różnorodne spółki notowane na GPW charakteryzowały się statystycznie istotnie wyższą marżą netto i niższą zmiennością kursu w latach 2015-19. Natomiast z własnej obserwacji wydaje mi się, że bardziej zdywersyfikowany zarząd i rada
Katarzyna Piasecki PL
12 pytań do: Katarzyna Piasecki Kasia, to prawdziwa przyjemność gościć Ciebie w moim projekcie 12on12! Zacznijmy od początku ☺ czyli od Twojego nazwiska. Jak to jest, iż nie posługujesz się żeńską końcówką nazwiska tylko męską. Co jest powodem? Haha. Nazwisko budzi rzeczywiście czasem kontrowersje. Ludzie nawet poprawiają mnie, sugerując, że nie wiem jak się nazywam ☺. Spędziłam pół życia w Niemczech i mam podwójne obywatelstwo. Wychodząc za mąż musiałam wybrać nazwisko bez odmiany żeńskiej, gdyż inaczej w Niemczech nie byłabym żoną swojego męża. A jak wiadomo, to może rodzić wiele papierkowych problemów w tym kraju. Szczerze mówiąc, za ten porządek i jasność uwielbiam Niemcy. No właśnie, Niemcy – wyjechałaś z rodzimego miasta na studia do Bonn – studiować ekonomię. Co ciągnęło Cię do innego kraju? Wyjazd do Niemiec był zupełnym przypadkiem. Nie dostając się na moja wymarzoną uczelnię SGH spełniłam marzenia mojego ojca by wypchnąć mnie na studia za granicę. Trzeba pamiętać, że wtedy wyjazd to nie była oczywistość. Polska nie była członkiem Unii Europejskiej i bardzo mało osób decydowało się na edukację za granicą. Wszystko było drogie, niedostępne i mentalnie bardzo trudne. My akurat mieliśmy przyjaciół, którzy sterowali akcją, a skok na głęboką wodę był jedyną alternatywą. Skok był naprawdę spory bo moja znajomość języka była na bardzo niskim poziomie. Ale jak to bywa, takie ekstremalne akcje odciskają piętno i dużo uczą o odwadze. Osiągnęłaś też w Niemczech niesamowity sukces – pracowałaś w takich instytucjach jak UniCredit, Lazard, Rothschild i Berenberg, głównie w finansowej stolicy Niemiec czyli Frankfurcie nad Menem (FFM). Jak podchodziłaś do procesów rekrutacyjnych? Które Twoje mocne strony wykorzystywałaś, aby piąć się do góry? W czasie studiów intensywnie szukałam swojego miejsca w biznesie. Zawsze interesowało mnie prowadzenie firmy, przedsiębiorczość, trendy. Gdy napotkałam na ludzi z bankowości inwestycyjnej od razu wiedziałam, że tam jest moje miejsce. Pociągała mnie sprawczość, upór, odwaga oraz gra zespołowa, niezwykła umiejętność budowania relacji, przewidywania ruchów, wymyślania strategii. I myślę, że te cechy które tak mi się podobały były moim kluczem do sukcesu zarówno w rekrutacji jak i później w pracy. O pracy w FFM marzy wiele osó Jakie widzisz zalety w porównaniu do Londynu. Czy jest to różnorodne środowisko pracy? Środowisko pracy nie jest na pewno, aż tak różnorodne i multi-kulti jak w Londynie. Transakcje są też z reguły trochę mniejsze i mniej rozpoznawalne i mniej opisywane na pierwszych stronach gazet. Czasami na pewno można mieć wrażenie, że wielki świat jest tam na Wyspach. Jednak należy doceniać Niemiecką gospodarkę i wszystkich “hidden champions”, niesamowite firmy rodzinne z długimi tradycjami. Jeśli chodzi o samo miejsce zamieszkania: Londyn jest zawsze fascynujący, uwielbiam tam jeździć ale we Frankfurcie łatwiej się żyje – jest mniejszy i przytulniejszy co przy trybie pracy w banku jest moim zdaniem atutem. Osiągnąwszy duży sukces za granicą wróciłaś do kraju, do Warszawy. Czy porzucenie tak ważnego centrum finansowego było łatwą decyzją? Nie była to łatwa decyzja, ale w pewnym momencie byłam zafiksowana na otworzeniu własnej firmy. Polska wydawała się wtedy krajem otwierających się możliwości. Jak pisał The Economist, kraj stał u progu drugiego złotego wieku Jagiellonów. Jest tu wiele start-upów, nie wszystko zostało osiągnięte, Polacy wierzą w możliwości osiągnięcia spektakularnego sukcesu, pewne rzeczy są łatwiejsze. Poza tym moja wizja na życie jest taka, aby być obywatelem świata i żyć i być aktywnym zawodowo i prywatnie w kilku krajach. Nie jest to łatwe i wciąż buduję ta pozycję, ale jednak sprawia przyjemność i daje dużą satysfakcję. Wracając do kraju spełniłaś marzenie wielu kobiet czyli założyłaś własną markę odzieżową. Co Cię popchnęło do zostania przedsiębiorcą? Skąd pomysł na markę odzieżową? Zawsze chciałam być przedsiębiorcą. Pociągała mnie perspektywa kreacji, tworzenia czegoś od nowa, radzenia sobie z wyzwaniami. To był też jeden z głównych motywatorów do wybrania działki fuzji i przejęć, czyli odpowiedź na pytanie “What makes the company tick”. Pomysł na markę modową wynikał czystko z identyfikacji problemu na rynku. Mimo wielkiej ilości ciuchów w sklepach, uważałam że nie ma nic do ubrania dla kobiet w biznesie. Zauważyłam rosnącą grupę klientek totalnie ignorowaną przez projektantów i marki odzieżowe. Ja chciałam stworzyć ubrania niezawodne, wygodne, w których kobiety czułyby się pewne siebie przez cały, nawet najdłuższy dzień. Myślałam o moim trybie dnia i różnych rolach życiowych i zajęciach, które mam. Podróżach. Wyjściach na drinki. Koledzy w swoich garniturach: zawsze wygodnie, odpowiednio ubrani, niezależnie od sytuacji. I taka myśl przyświeca mi do dziś. Ma być komfortowo, świeżo, a jednocześnie podkreślać nasze kompetencje i mówić “I mean business”. Odkryj nam proszę trochę kulis tworzenia marki detalicznej. Czy jest to proste zajęcie czy wręcz przeciwnie? Jak wiele elementów łańcucha dostaw trzeba mieć przemyślanych i spiąć ze sobą, aby powstała bluzka lub sukienka? Tworzenie ubrań, z pozoru proste, jest bardzo skomplikowane. Szczególnie jeśli stawiasz na bezkompromisową jakość. Wszystko zaczyna się od pozyskania materiału. U nas oprócz tego, że materiał ma być wygodny w użytkowaniu (czyli nie ograniczać swobody ruchów, oddychać, nie gnieść się), to musi być długotrwały i spełniać najwyższe standardy jeśli chodzi o zrównoważoną produkcję i ochronę środowiska. Kolejnym krokiem jest konstrukcja ubrania. Tu też nie odpuszczamy. Z ciekawostek: większość modeli w znanych sieciówkach nigdy nie jest mierzona na modelce. Dlatego trudno się dziwić, że większość kobiet o normalnych kształtach nie wchodzi w ubrania i odczuwa dyskomfort. Na koniec musimy jeszcze wpasować się w proces produkcyjny naszych partnerów. Wszystko musi być skoordynowane również z marketingiem, sesjami zdjęciowymi i sprzedażą, by produkt trafił do klientek w odpowiednim czasie. Na szczęście tu mamy trochę prościej: nasz ubrania nie maja sezonowości. Często pozostają w naszej ofercie przez wiele lat. Więc spóźnienia nie są aż tak bolesne. Kluczem do rozwoju marek detalicznych jest moim zdaniem zrozumienie potrzeb klientó Ty codziennie masz kontakt ze wspaniałymi kobietami, które są Twoimi klientkami. Powiedz nam kim są kobiety ENNBOW? Jak bardzo są różnorodne? Od początku istnienia marki moim priorytetem były i są kobiety w biznesie. Kobiety, których tryb życia wymaga aktywności, mobilności, codziennej prezencji biznesowej bez względu na wiek. Ubranie jest dla nich ważnym aspektem, ale w większości chcą załatwić ten temat szybko i skutecznie. Nasza #ENNBOWoman jest sfokusowana na celu, na priorytetach, na sprawnym łączeniu
Katarzyna Drewnowska PL
12 pytań do: Katarzyna Drewnowska Kasia, bardzo Ci dziękuję za wzięcie udziału w 12on12. Prowadzisz własne wydawnictwo i wydajesz książki. Podobnie jak ja, uwielbiasz czytać i jesteś na bieżąco, jeśli chodzi o nowinki czytelnicze. Powiedz skąd pomysł, aby je wydawać? Tu odpowiedź nie będzie zaskakująca – pomysł powstał z pasji, miłości do dobrej literatury i korzeni. Wychowałam się w domu pełnym książek. Moi rodzice z wykształcenia matematycy, uwielbiali książki i tę miłość skutecznie mi przekazali. I to na tyle skutecznie, że jako jedyna z całej rodziny nie poszłam w kierunku kariery naukowej w zakresie matematyki, tylko skupiłam się na literaturze. Jednak nie od razu założyłam własne wydawnictwo i związałam z tym swoją zawodową działalność. Przez kilkanaście lat pracowałam w dużych korporacjach i zajmowałam się relacjami inwestorskimi i public relations. W 2006 roku równolegle do pracy w „korpo” założyłam Wydawnictwo Filo, ale traktowałam je bardziej jako hobby, wydając jedną książkę rocznie. Uwielbiałam pracę w „piarze”, kontakt z ludźmi, ciągłe zmiany. Z drugiej strony działalność wydawnicza zabierała mi coraz więcej czasu i w końcu stanęłam przed wyborem: stabilna i lubiana praca w korporacji, czy praca na swoim – pełna niepewności, na niestabilnym rynku z niskim czytelnictwem, ale za to wynikająca z pasji i prawdziwej miłości. Wybór wbrew pozorom był prosty. Od 2014 roku zajmuję się jedynie wydawaniem książek, choć z doświadczenia korporacyjnego wciąż czerpię w codziennej działalności. Jak to jest z czytelnictwem w Polsce? Czy Polacy naprawdę nie czytają książek? Czy pandemia coś zmieniła? Niestety badania czytelnictwa nie pozostawiają złudzeń. Polacy nie czytają książek. Za to, bardzo romantycznie, zakładają mnóstwo nowych wydawnictw. Taki paradoks. Czy pandemia coś zmieniła? Mogę powiedzieć ze swojej perspektywy. Specjalizuję się w wydawaniu książek kulinarnych i poradnikowych. W pandemii na pewno Polacy ciut przekonali się do zakupu książek przez internet. W początkowym okresie ciągłych lockdownów na pewno wzrosło zainteresowanie dobrymi pozycjami kulinarnymi. Kupując takie książki Filo jak np. „Jerozolima”, „Palestyna” czy „Ugotuj sobie szczęście” można było wyruszyć w kulinarną podróż nie wstając od stołu. To właśnie chcę dać czytelnikom moich książek – nie tylko wspaniałe, smakowite przepisy, lecz także otworzyć drzwi na świat, na inne kultury czy ciekawą historię. A przez jedzenie można to zrobić znakomicie. „Palestyna. Książka kucharska” została wybrana jedną z najważniejszych książek wydanych w trakcie pandemii, właśnie z tego powodu. Na swoim koncie masz takie hity wydawnicze jak Nigella czy Perfekcyjna pani domu. Jakie książki sprzedają się w Polsce najlepiej? Wciąż najlepiej sprzedają się książki rodzimych pisarzy, szczególnie autorów kryminałów, ale na pewno w ostatnich latach zdecydowanie wzrosło zainteresowanie książkami poradnikowymi czy kulinarnymi. Kiedy zaczynałam w 2006 roku z pierwszą książką „Nigella gryzie” praktycznie żadne wydawnictwo nie interesowało się literaturą kulinarną zagranicznych autorów. To był rok, kiedy tryumfy święciła książka „Pascal po prostu gotuj”. Na półkach księgarskich można było znaleźć albo Pascala albo moja Nigellę oraz klasyki typu „Kuchnia polska”. Przez lata sytuacja diametralnie się zmieniła. Teraz prawie każde wydawnictwo ma w ofercie tytuły kulinarne. W każdym miesiącu są premiery kilku książek kucharskich, a teraz w okresie przedświątecznym tych premier będzie kilka na tydzień. Z jednej strony się cieszę, że w Polsce można kupić tak wiele książek kulinarnych wydawanych na całym świecie, z drugiej jednak niestety muszę stwierdzić, że sporo z nich jest kiepskiej jakości ze względu na chociażby tłumaczenie, więc rynek jest zalany średniej jakości publikacjami. Czytelnik w Polsce jest jednak coraz bardziej wyrobiony w zakresie literatury kulinarnej, także potrafi wybrać wartościowe tytuły. Wspomniałaś już, iż Twoje wydawnictwo Filo ma bardzo ciekawą niszę – specjalizujesz się w książkach kulinarnych i poradnikach dla kobiet. Skąd taki wybór? Filo jest małym butikowym wydawnictwem. Wydajemy 4, 5 książek rocznie, ale przygotowujemy je bardzo starannie. Poświęcamy sporo czasu na tłumaczenie, redakcję, pracę z tekstem. Wybieramy najwyższej jakości papier – wszystko po to, aby czytelnik biorąc do ręki książkę Filo był pewien, że ma w ręce dzieło najwyższej jakości. Lubię porównywać książki Filo do pudełka czekoladek – piękne z zewnątrz, smaczne w środku. Poza tym, co myślę najważniejsze, bardzo starannie dobieram tytuły. Za każdą książką stoi jakaś historia. Nigella w 2006 roku to był swoisty fenomen, nie kulinarny, lecz kulturowy. To, że można być „boginią domowego ogniska”, z gotowania zrobić sztukę przy pełnej akceptacji swojego nieidealnego ciała było czymś przełomowym – pamiętajmy, że mówimy o czymś co miało miejsce 15 lat temu. „Jerozolima” Yotama Ottolenghiego oswoiła Polaków z kuchnią bliskowschodnią, a zrobiła to poprzez niesamowite historie związane z tym miastem. Książki Nigela Slatera oprócz przepisów dostarczają bardzo wartościową literaturę – autor jest erudytą, na podstawie jego autobiograficznej książki wystawiana jest sztuka na londyńskim West Endzie. Z kolei nasze książki poradnikowe też niosą za sobą coś więcej. Przykładowo pierwsza książka poruszająca temat „osiędbania” została wydana przez Filo. Nie mówiąc już o największym sukcesie wydawniczym Filo czyli „Perfekcyjnej pani domu”, którą czytelnicy traktowali bardzo poważnie, wychodząc z założenia, że jeżeli posprzątamy nasz dom to wprowadzimy porządek do naszego życia. Zwykły czytelnik przychodzi do księgarni lub kupuje książkę e sklepie internetowym. Nie zdaje sobie sprawy jak długim i skomplikowanym procesem jest wydanie książki. Zacznijmy wiec od samego początku. Skąd bierzesz pomysły na wydanie książek? Rzeczywiście wielu ludziom wydaje się, że książka od tak powstaje i jest na półce. A to skomplikowany proces, wymagający dbałości i precyzji. Pomysły na swoje tytuły biorę z kilku źródeł – bezpośrednio od zagranicznych wydawnictw, z którymi jestem w kontakcie (większość książek wydaję na licencji), od agencji literackich, których mamy w Polsce kilka naprawdę bardzo dobrych. Agenci wiedzą, jakie tytuły mnie interesują i podsyłają propozycje. Sama także szukam i tu po prostu spędzam sporo czasu buszując po internecie. Ale tak naprawdę to wśród dziesiątek tytułów, często bardzo dobrych, wydawanych z sukcesem na świecie, jakiś jeden powoduje szybsze bicie serca. Dlaczego? Często sama nie wiem, ale staram się ufać intuicji i wyczuciu, które zdobyłam w ciągu 15 lat doświadczenia w wydawaniu książek. Zróbmy zatem kolejny krok, decydujesz się na daną książkę, trzeba teraz zawalczyć o to, aby móc ją wydać. Jak wygląda proces pozyskiwania licencji na wydanie książki? Tu historia nie będzie ekscytująca. Podobnie jak w innych branżach. Oferta i negocjacje. Potem umowa i cały proces wydania książki.
Joanna Ałasa PL
12 pytań do: Joanna Ałasa, ACCA, CFA, Doradca Inwestycyjny Asia, bardzo Ci dziękuję, iż zgodziłaś się wziąć udział w projekcie 12on12! Patrząc na imponującą liczbę tytułów, którą posiadasz, nie sposób nie zacząć rozmowy z Tobą od rozwoju osobistego. Co dały Ci poszczególne posiadane certyfikaty i komu byś je poleciła? Każdy z nich przydał mi się w mojej pracy zawodowej, przy czym zarówno certyfikat doradcy inwestycyjnego, jak i CFA udało mi się uzyskać jeszcze na studiach. Z numerem licencji 281 byłam w pierwszej dziesiątce kobiet, które ten tytuł posiadały na polskim rynku kapitałowym w ciągu prawie 20 lat jego istnienia. Pokazuje to jak bardzo zmaskulinizowane jest to środowisko. Najważniejsze jest jednak to, iż te certyfikaty dały mi wiedzę, dzięki której mogłam rozpocząć samodzielną pracę na stanowisku analityka w domu maklerskim, a także otworzyły mi drogę do pracy w funduszu inwestycyjnym, w którym pracuję do dzisiaj. Na co dzień zajmujesz się inwestycjami. Czy Polacy preferują sami inwestować na giełdzie czy też więcej osób korzysta z oferty funduszy inwestycyjnych? Czy na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie królują bardziej inwestorzy instytucjonalni czy indywidualni? Zgodnie z dostępnymi statystykami Polacy boja się inwestować w ryzykowne aktywa, a fundusze inwestycyjne postrzegają jako produkt dla osób zamożnych. Jeśli już inwestują to często wybierają produkty postrzegane jako relatywnie bezpieczne, np. fundusze obligacyjne, które wraz ze spadkiem oprocentowania na rachunkach oszczędnościowych zyskały na popularności. Ostatnie kilkanaście miesięcy przyniosły dość znaczny wzrost liczby otwartych rachunków maklerskich, co oznacza iż część Polaków próbuje zarabiać na giełdzie na własny rachunek, szukając alternatywy dla lokowania swoich oszczędności. W 2020 roku inwestorzy indywidualni odpowiadali już za jedną czwartą obrotów na Głównym Rynku na Giełdzie Papierów Wartościowych akcji, co jest najlepszym wynikiem od 2009 roku Na Newconnect (czyli alternatywnym systemie obrotu, cechującym się mniejszymi wymogami formalnymi) udział inwestorów indywidualnych w obrotach wyniósł aż 92%. Pracujesz w funduszu inwestycyjnym jako analityk akcji. Na czym polega praca na tzw. buy-sidzie? Jaka jest rola analityka akcji a jaka jest rola zarządzającego? Praca na tzw. buy-sidzie to praca w firmie zarządzającej aktywami (kapitałem), na przykład w funduszu inwestycyjnym lub emerytalnym. Firmy te, kapitał pozyskany od klientów, inwestują na giełdzie, dążąc do jego pomnożenia. Praca analityka polega na ocenie sytuacji finansowej spółki, ocenie jej konkurencyjności oraz atrakcyjności, a w efekcie zarekomendowanie kupna bądź sprzedaży akcji analizowanej spółki. Zazwyczaj analitycy odpowiedzialni są za poszczególne sektory i w obrębie tych sektorów dokonują selekcji spółek do portfeli. Zarządzający funduszem jest osobą, która decyduje o ostatecznym kształcie portfela, czyli o tym jakie papiery wartościowe (akcje spółek, obligacje skarbowe lub korporacyjne) lub inne instrumenty finansowe znajdą się w portfelu. Warto pewnie wspomnieć, iż w niektórych firmach podział na analityków i zarządzających może nie być stosowany, a praca analityka wykonywana jest przez zarządzającego. Jeśli możesz, opisz nam jak podejmowane są decyzje inwestycyjne przez inwestorów instytucjonalnych? Jak wybiera się spółki do portfela? Czy jest długotrwały proces czy raczej szybkie decyzje? Każda decyzja podejmowana przez zarządzających funduszami musi być udokumentowana. Jednym z elementów tej rekomendacji są wyceny i analizy danych finansowych i niefinansowych (tzw. analiza ESG) dokonywane przez analityków pracujących w danej firmie zarządzającej aktywami. Wyceny te mają w sobie zaszyte pewnie założenia dotyczące kształtowania się cen, wolumenów czy kosztów w danej spółce. Celem tych analiz jest zidentyfikowanie akcji spółek o największym potencjale wzrostu ich wartości. Ewentualnie wytypowanie tych, które z portfela należałoby usunąć. Jeśli w wyniku otrzymania nowych informacji, na przykład uzyskanych poprzez analizę opublikowanych raportów finansowych konkurenta, zmieniają się oczekiwania dotyczące przyszłych wyników i przepływów finansowych decyzja o kupnie bądź sprzedaży akcji może być podejmowana szybko. Ważne jest wyciąganie wniosków z obserwacji tego co się dzieje w otoczeniu makroekonomicznym, nie tylko w Polsce ale i na świecie. Pozwala nam to na zidentyfikowanie okazji inwestycyjnych zanim zrobią to pozostali uczestnicy rynku. No właśnie, wspomniałaś o włączaniu elementów ESG do podejmowania decyzji na rynku kapitałowym. Co ten skrót oznacza i jak można włączać te elementy do podejmowania decyzji inwestycyjnych? Włączanie elementów ESG (skrót od angielskich słów E- environment, S- social, G – governance) do podejmowania decyzji oznacza tak naprawdę zwiększanie ilości informacji, którą o tej spółce pozyskujemy i którą analizujemy. Obok analizy danych finansowych dokonujemy analizy danych niefinansowych, czyli dotyczących kwestii środowiskowych, społecznych i ładu korporacyjnego, czyli sposobu w jaki spółki są zarządzane i nadzorowane. Do tych informacji zaliczamy na przykład to, czy firma dąży do zmniejszenia poziomu emisji CO2, zmniejszenia zużycia wody, czy współpracuje z lokalnymi społecznościami, jak dba o sprawy pracownicze i jaką ma politykę w kwestiach etyki i przeciwdziałania korupcji. Pozyskane dane z tych obszarów służą nam później tworzeniu wewnętrznego ratingu ESG, który w zależności od rodzaju funduszu i tego jak mocno integruje on elementy ESG w swoim procesie inwestycyjnym, ma większy lub mniejszy wpływ na podejmowane decyzje inwestycyjne. Czy można powiedzieć, iż któraś z literek ESG jest dla inwestorów instytucjonalnych ważniejsza? Czy jest może tak, iż zależy to od sektora, w którym spółka działa? Przez wiele lat elementem ESG, na który każdy zwracał uwagę był ład korporacyjny. Jego istotność na pewno nie uległa zmniejszeniu, gdyż bez przestrzegania jego zasad jakiekolwiek działania w innym obszarze będą niewiele warte. Obecnie coraz większą wagę inwestorzy przywiązują do kwestii środowiskowych i społecznych. Wiąże się to z coraz większą presją regulatorów oraz organizacji pozarządowych, które dążą do alokowania funduszy w sektorach i spółkach, które postrzegane są jako wspierające zrównoważony rozwój gospodarek i planety. Oczywiście to, który element, środowiskowy, społeczny i ładu korporacyjnego jest istotniejszy w przypadku danej spółki jest powiązane z sektorem, w którym ona działa. Na przykład ład korporacyjny w banku odgrywa większą rolę niż kwestie środowiskowe. Jak Twoim zdaniem wygląda przyszłość dla inwestowania opartego o ESG w Polsce? Myślę, że tak jak i w Europie Zachodniej inwestowanie oparte o ESG będzie zyskiwało na znaczeniu. Obecnie w Europie ogółem około 50% aktywów uwzględnia analizę ESG w swoim procesie inwestycyjnym. Zgodnie z raportem MSCI „Investment Insights 2021” 73% inwestorów, którzy wzięli udział w przeprowadzonym badaniu planuje zwiększyć inwestycje uwzględniające czynniki ESG. Pokazuje to, iż inwestowanie oparte o ESG przestaje być na świecie pobocznym nurtem a staje się głównym trendem. Wpływ na ten stan rzeczy mają rosnące regulacje i ujednolicenie zasad raportowania, zmiany klimatu, wzrost
Sylwia Jaśkiewicz PL
12 pytań do: Sylwia Jaśkiewicz, CFA Sylwia, bardzo Ci dziękuję za udział w projekcie 12on12! Jesteś jedną z nielicznych kobiet na polskim rynku kapitałowym, która jest szefową działu analiz w biurze maklerskim. Posiadasz ponad dwie dekady doświadczenia w tworzeniu analiz i rekomendacji. Powiedz nam jak wyglądał polski rynek kapitałowy przed 2000 roku i jak się zmienił do czasów obecnych? Wtedy nie było jeszcze wiadomo, w jakim kierunku rozwiną się instytucje finansowe, czy pojawią się typowe banki inwestycyjne, czy zwycięży model banku uniwersalnego. Instytucje rynku kapitałowego tworzyły się. Pamiętam, że po sprawozdania okresowe spółek chodziłam pieszo do KNF i je kserowałam. Teraz, właściwie od półtora roku, nie ruszam się od biurka w domu, a mam dostęp do wszystkiego. Spotkania online są niesamowicie wygodne. W klasycznym modelu, sprzed pandemii, na pewno nie byłabym w stanie pisać tylu raportów, co teraz. Jednym z elementów, który w moim odczuciu pozostał niezmieniony to niski udział kobiet. Zarówno Ty jak i ja jesteśmy przyzwyczajone do bycia jedynymi kobietami na spotkaniach ze spółkami. Co jest w Twojej opinii tego powodem? Czy widzisz postęp? Zwłaszcza przychodzą mi do głowy spotkania z jedną ze spółek przemysłowych, zwykle bardzo liczne, bo to, co dzieje się w tej spółce jest często wczesnym miernikiem gospodarki. Może na około 100 osób z kobiet byłam ja i jeszcze pani dziennikarka, a często też byłam jedyną kobietą. Niestety, to się nie zmieniło. Praca analityka jest szalenie pochłaniająca czasowo, emocjonalnie i fizycznie. Jednocześnie jest to praca indywidualna. Bardzo ciężko jest przekazać okresowo obowiązki innej osobie, co wydaje się, że utrudnia pogodzenie z planami macierzyńskimi, choć nie jest to niemożliwe. Tu jednak potrzebne jest zaufanie pracodawcy. Pracując na rynku kapitałowym codziennością są spotkania z zarządami spółek publicznych, prezentacje strategii czy wyników kwartalnych. Co Twoim zdaniem stanowi o przejrzystości spółki i tego czy prowadzone przez nią relacje inwestorskie są wysoko lub nisko oceniane? Moim zdaniem jest to konsekwencja w podawaniu tego samego zestawu danych, które jednocześnie nie zmieniają się historycznie. Ważna jest możliwość szybkiego dostępu do spółki i zaufanie do osób ją reprezentujących. Liczy się rozsądna strategia i jej konsekwentna realizacja. Czy są branże, które analizuje się łatwo a które analizuje się trudno? Czy Twoim zdaniem analityk powinien analizować branżę, która ją/jego pasjonuje? Czy raczej odwrotnie, gdyż brak zaangażowania i własnych doświadczeń jest przewagą, gdyż pozwala obiektywniej spojrzeć na sektor i spółki w nim notowane? Oj tak, jest duża różnica między branżami. Teraz często pochylam się nad projektami biotechnologicznymi. Jest to bardzo trudne zagadnienie, bo tu analiza stricte finansowa pochłania może 5% czasu pracy, a reszta to poznanie obszaru terapeutycznego, mechanizmu potencjalnej terapii. To wszystko trzeba osadzić w globalnych trendach. Na to nakładają się prawdopodobieństwa sukcesu, regulacje prawne i masa innych czynników. Niewątpliwie jest to najbardziej skomplikowany sektor spośród analizowanych przeze mnie, wśród których są też między innymi branża motoryzacyjna, detaliczna (także ecommerce), hurtowa, materiały budowlane. Uważam, że nie da się być dobrym analitykiem nie pasjonując się pracą i analizowanym sektorem. Wiedza zawsze pomaga. Mam szczęście, że wykonuję taką pracę, bo śmiało mogę powiedzieć, że jest to moje hobby. Na cenę akcji spółek giełdowych mają wpływ zarówno czynniki fundamentalne jak i niefundamentalne. Jak po latach doświadczenia patrzysz na rolę analityka spółek? Czy rolą jest szukanie spółek, których cena giełdowa powinna w przeciągu następnych miesięcy znacząco urosnąć ze względu na fundamenty tzw. niedowartościowanie czy raczej koncentrować się tzw. triggerach i sentymencie? Sądzę, że należy brać wszystko pod uwagę, czyli szukać spółek niedowartościowanych z tzw. triggerami i dobrym sentymentem. Co z tego, że analityk może mieć rację i spółka w długim okresie zyska, jeśli będzie można na niej w międzyczasie sporo stracić (liczy się timing). Oznacza to, że moment na kupno nie był dobry, bo czegoś zabrakło. Wydaje mi się czasami, że kursami spółek w dużym stopniu rządzą wyniki w kolejnym kwartale. Czasami chciałabym, żeby było inaczej. W dylemacie czy postawić na konia czy jokeja Warren Buffet mówi, iż gdy zarząd ze świetną reputacją natrafia na biznes o złej reputacji, to reputacja biznesu wygrywa. Jakie są Twoje obserwacje w tej kwestii? Zgadzam się w zupełności. Pytanie, czy zarząd ze świetną reputacją zaangażuje się w kiepski biznes? Choć na rynkach finansowych i kapitałowych coraz częściej słychać o interesariuszach, nadrzędnym celem, o którym mówimy w Polsce, jest budowanie wartości dla akcjonariuszy. Czym ona jest? Jakie działania zarządów ją budują a jakie niszczą? Wzrost kursu akcji, dywidenda w dłuższej perspektywie. Do tego potrzebny jest stabilny zarząd, poukładana strategia rozwoju z wytyczonymi kierunkami, często w oparciu o nowe pomysły. Akcjonariusz powinien czuć się bezpiecznie i wierzyć, że to, co robi zarząd, nawet jeśli generuje koszty w krótkim okresie, otwiera spółkę na nowe perspektywy w dłuższym czasie. Idealnym przykładem jest tu Neuca. Brak długoterminowej wizji, chaos w zarządzaniu, także osobowy, finansowanie bardzo ryzykownych i niespójnych przedsięwzięć, kreatywna księgowość, z wyłączaniem poza bilans czy rachunek wyników wszystkiego, co się da, powinny budzić niepokój. Wspomniałyśmy już, iż kobiety są mniejszością na rynkach kapitałowych. Tak samo jest w zarządach i radach nadzorczych największych spółek giełdowych. Na koniec 2020 roku we władzach 140 największych spółek notowanych na GPW kobiety stanowiły tylko 15,5%. Z czego taka sytuacja Twoim zdaniem wynika i co mogłoby ją zmienić? Przekonanie osób, które mają na to wpływ, że różnorodność buduje wartość. Wspieranie kobiet przez kobiety, czego często brakuje. Sądzę, że mężczyźni promują siebie wzajemnie dużo bardziej. Nie chciałabym być awansowana tylko dlatego, że jestem kobietą, ale nie chciałabym też być pomijana z tego powodu. Życie przyniosło mi niespodziankę, czyli wyrzucenie z pracy po urodzeniu dziecka. Mam nadzieję, że w obecnych czasach żadnej kobiecie się to nie przytrafi. Jest to dość traumatyczne wydarzenie. Nie mogłam wyjść z zaskoczenia, kiedy mój kolejny przełożony powiedział „dziecko? i co w tym dziwnego?”. Nawet jednego dnia nie byłam na zwolnieniu z powodu dziecka. Oprócz pracy w dziale analiz, interesujesz się także psychologią. Czy patrząc na niektóre osobowości na szczycie hierarchii korporacyjnych masz wrażenie, iż przyciągają one tzw. narcyzów? To nawet nie jest moje wrażenie, a badania naukowe. NPD (ang. narcissistic personality disorder), czyli narcystyczne zaburzenie osobowości ma ok. 1% populacji, natomiast jeśli mówimy o spektrum narcyzmu to
Małgorzata Kloka PL
12 pytań do: Małgorzata Kloka, CFA Gosia, bardzo dziękuję, iż zgodziłaś się wziąć udział w projekcie 12on12 i opowiedzieć swoją inspirującą historię! Mamy wakacje zacznijmy więc od Twojej podróży dookoła świata – miałaś świetną pracę w korporacji, byłaś bardzo rozpoznawaną i cenioną analityczką akcji w Polsce i pewnego dnia stwierdziłaś, iż wyjeżdżasz z partnerem w podróż dookoła świata. To wymaga ogromnej odwagi. Jak do tego doszło? Właściwie nie wiem, skąd wziął się ten pomysł. W którymś momencie uświadomiłam sobie, że moje życie to głównie praca, która – choć niewątpliwie ciekawa i stymulująca intelektualnie – nagle zrobiła się komfortowa i powtarzalna. Podróżowanie wydawało mi się wtedy czymś odległym, ulotnym, trochę romantycznym, ale i nieosiągalnym w moim małym korpo-życiu. Potrzeba zmiany zaczęła we mnie kiełkować i przeistoczyła się w potrzebę podróży. A ja ją podsycałam, czytając literaturę podróżniczą, chodząc na różne ‘eventy’ i fantazjując o tym, co by było gdyby… Ta nieśmiała potrzeba z czasem przerodziła się w przekonanie, że to jedyna słuszna droga i naturalny krok. Pozostało tylko policzyć fundusze, złożyć wypowiedzenie i wsiąść do pociągu byle jakiego… Jak wyglądała Wasza podróż? Jak długo trwały przygotowania? Które kraje odwiedziliście najpierw, a które regiony zakończyły Waszą podróż? Przygotowania – te związane z praktycznymi aspektami tego przedsięwzięcia, trwały kilka krótkich miesięcy i nie były przesadnie skomplikowane – obejmowały m.in. skompletowanie sprzętu, wykonanie szczepień i zakup biletu lotniczego – oczywiście w jedną stronę. Natomiast przygotowania mentalne, dojrzewanie do tej decyzji i znalezienie w sobie siły, żeby wyjść poza schemat – to zajęło nam w zasadzie lata. Nasza podróż trwała 14 miesięcy i zaczęła się w Ameryce Południowej, a dokładniej w stolicy Ekwadoru. Pierwszych kilka miesięcy spędziliśmy na tym kontynencie – eksplorowaliśmy Andy, archipelag Galapagos i Patagonię; byliśmy na Atacamie i boliwijskim Salarze. Następnie polecieliśmy do niesamowicie różnorodnej Nowej Zelandii oraz Australii, której bezkres wybrzeża i dzikość krajobrazu skradły nasze serca. Kilka miesięcy spędziliśmy w Azji Południowo-Wschodniej, a ostatnimi punktami na mapie naszej podróży były górskie klimaty Kirgistanu i Nepalu – oba te kraje zrobiły na nas ogromne wrażenie i mocno utkwiły nam w pamięci. Jeden z wybitnych polskich reportażystów napisał kiedyś, że podróż „nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca”. To stwierdzenie jest mi bliskie, bo wspomnienia są nadal żywe, ta podróż cały czas wydaje się być blisko mnie, a doświadczenie zebrane w jej trakcie, wpływają na to, jak dziś patrzę na wiele rzeczy. Mówi się, iż podróże kształcą – czego nauczyła Cię ta podróż i czy jest to doświadczenie dla każdego? Podróżując, można nauczyć się wielu rzeczy o świecie, ale i o sobie. W moim przypadku, to doświadczenie umocniło docenienie i potrzebę obcowania z naturą, nauczyło większej otwartości – na inne kultury, obyczaje, historie, wyostrzyło zmysł obserwacji i przekonało, że droga jest często ważniejsza i piękniejsza niż cel. Z tych bardziej prozaicznych lekcji – 14 miesięcy noszenia całego ‘dobytku’ na plecach i ograniczonej liczby stylizacji pozwoliło mi odkryć, że mądry minimalizm to jeden z najlepszych trendów life-stylowych. Podróżowanie to nauka wiele pozytywnych rzeczy – że ludzie są dobrzy, uśmiechnięci i dumni z tego, kim są i że pomagają, gdy wymaga tego sytuacja. Że dzikie zwierzęta żyjące na wolności to jeden z bardziej wzruszających widoków. Że jedzenie jest ważną częścią zwiedzania a nocleg pod niebem z milionem gwiazd to często lepsza opcja niż pięciogwiazdkowy hotel. Ale jeżdżąc po świecie można też doświadczyć smutnych i gorzkich refleksji: destrukcyjnego wpływu człowieka na środowisko czy problemu biedy i nierówności społecznych. Oczywiście te problemy są powszechnie znane, ale obcowanie z nimi z bliska sprawia, że mocniej docierają do świadomości i zaczynają bardziej uwierać. Czy podróżowanie jest dla każdego? Wg mnie jak najbardziej tak, bo nie ma jednego schematu, jednej strategii. Podróżują ludzie młodzi i seniorzy, bardzo bogaci, ale też nie najlepiej sytuowani, tacy, którzy obsesyjnie planują i tacy, którzy nie do końca wiedzą, dokąd jedzie ich autobus. Myślę, że każdy może wypracować własny styl, który mu odpowiada. Oprócz podróży pasjonujesz się również sportem – świetnie radzisz sobie w kolarstwie. Skąd pasja do tego sportu? Zawsze kochałam ruch, w szkole angażowałam się we wszystkie możliwe aktywności, a na studiach grałam w akademickiej drużynie koszykówki. Z chęcią jeżdżę na nartach i chodzę po górach. Na rowerze – najpierw górskim, teraz również szosowym – zaczęłam jeździć kilka lat po rozpoczęciu pracy zawodowej. Rozpoczęło się dość przypadkowo, koleżanka wkręciła się w kolarstwo, miała piękny rower i tak profesjonalnie na nim wyglądała… no cóż… na początku to chyba była taka pozytywna zazdrość… Kolarstwo to sport o wielu twarzach; ma wiele do zaoferowania – a ja biorę to, czego akurat potrzebuję – czasem to kontakt z naturą, wyciszenie, konstruktywna samotność; czasem ostry wycisk, testowanie swoich możliwości, adrenalina; czasem aspekt turystyczny i społeczny; czasem duma z robienia postępów technicznych; a czasem, no cóż, po prostu dziecięca, może trochę głupia radość z jeżdżenia po kałużach i zeskrobywania błota z twarzy po powrocie do domu. Po powrocie z podróży, zdobyłaś świetną pracę w spółce giełdowej Benefit Systems, w której objęłaś stanowisko szefa relacji inwestorskich. Powiedz naszym czytelnikom czym są relacje inwestorskie i jakie zadania stoją przed osobą na tym stanowisku? Relacje inwestorskie to komórka w spółkach publicznych, która zajmuje się szeroko pojętą komunikacją z rynkiem kapitałowym – akcjonariuszami, zarządzającymi funduszami, analitykami z biur maklerskich, inwestorami indywidualnymi. Relacje inwestorskie to obszar bardzo mocno związany z finansami firmy, jej strategią i otoczeniem biznesowym, a w ostatnim czasie również z kwestiami ESG. W codziennej pracy spotykam się z przedstawicielami rynku kapitałowego, analizuję dane – finansowe i niefinansowe – i przygotowuję komunikację spółki np. związaną z publikacją wyników kwartalnych lub innymi istotnymi wydarzeniami. Działy relacji inwestorskich biorą też często udział w różnych innych procesach w organizacji – np. M&A, czy działaniach w obszarze ESG. W mojej firmie relacje inwestorskie są połączone ze strategią finansową, w związku z tym mam okazję uczestniczyć w procesach związanych z finansowaniem grupy kapitałowej. Co Twoim zdaniem jest definicją dobrych relacji inwestorskich? Czy jest na to jeden przepis czy raczej działania muszą być dostosowane do poszczególnych firm? Chyba trudno o jeden, niezawodny przepis
Aleksandra Włodarczyk EN
12 questions to: Aleksandra Włodarczyk Founder and ambassador of 30% Club Poland Chapter Ola first of all, we did it!!! Collectively with all those involved, we launched the 30% Club Poland. Inform our readers what the 30% Club is and why we took the decision to introduce the campaign to the Polish market? I am very pleased that we have managed to launch the 30% Club in Poland. I remember that we started brainstorming and throwing first ideas almost two years ago. It was a project that required a lot of commitment and a lot of work, but we strongly believed in it from the beginning, which led to the successful launch. The 30% Club is a global campaign engaging most influential people on the top of the corporate ladder to take action to increase gender diversity at board and senior management levels of the world’s biggest companies. We believe that only organizations that foster a truly inclusive culture that include women can use their full potential to positively impact their employees, markets and communities. 30% Club is expanding its international footprint with presence in 18 Chapters around the world. The campaign works a bit differently in each region or country and adapts to the needs and realities of the local market. What are our goals in Poland? Before we set our goals, we looked at our starting point and examined the problems that the Polish market is facing. It turned out that in 2020 the share of women on boards of 140 largest listed analysed companies amounted to only 15.5% and in almost every fourth company there was not a single woman on the management board or supervisory board. We have set the main goal of the campaign in Poland to achieve at least 30% of women on boards of the largest listed companies by 2030. Our goal is long-term; therefore, we have also set an additional medium-term target. We want to ensure that by 2025 there are no all-male supervisory or management boards in companies included in the WIG20, mWIG40 and sWIG80 indices, and that the average share of women on boards reaches at least 20%. What attracted you to this initiative? What have you learned while working on its launch? I have always had an activist streak in me. I was looking for an initiative that would combine the ideals I believe in with the business world in which I operate on a daily basis. I like the business aspect of the campaign based on the measurable impact of diversity on business performance. It seemed that such a message could target a broad audience. Working on launching the Club has taught me how to persuade those who do not yet see the benefits of building a diverse work environment to take action and how to spread enthusiasm to those who are still unconvinced. On my way I met with many unfavourable comments, but today I know that you shouldn’t worry about it, but look for real ambassadors of the cause and do your own thing. I also had to overcome my fear of public speaking as the number of public appearances increased. We also had the opportunity to work together on the report „Women on boards and company performance” and on its promotion. What surprised you about these activities? Conducting the study brought back memories from my student days: building models, writing reports. I forgot how much work it takes to write a few good pages. It was a pleasant return to scientific work, which is completely different from what I do on a daily basis. I was also surprised how eagerly the subject of the report was picked up by the press and how it warmed up the discussion in our financial environment. It shows that we are still lacking such analyses and the topic of diversity has not yet been thoroughly researched. More and more foreign institutions create reports devoted to this subject, but we still lack data in Poland. The data collection took us the most time while writing the report. I must admit that I envy you that you already found your voice many years ago. You are also involved in many prosocial activities. Where do you find the strength and time for such actions? I think I got the activist approach in my blood. I can’t sit still and I have a great need to act and change the reality around me. I was the school president in primary school, I organised a theatre festival in high school. During my professional career, I became involved in the Warsaw Banking Institute project called „Bakcyl”, where I conducted lessons in finance for students in junior high and high school. We complain that the knowledge of Poles in the field of saving and investing is very poor, which later results in problems such as Swiss franc loans or Amber Gold scam, but in fact it’s not difficult to change it. The students were extremely interested in the lessons and absorbed everything I taught them, and I had a great satisfaction to be able to share my knowledge with them. When I see that such small steps can bring a real change, it gives me an incredible strength to act. Recently, your extracurricular activities have been dominated by women and gender equality issues. Where does this interest come from? Choosing a career in financial markets meant working in a male-dominated environment. After studying at the Warsaw School of Economics, where there was no such disproportion among students, working in investment banking was a big change. The more I specialised into the financial markets and the higher I got promoted, the fewer women were around me. In 2017, I obtained an investment advisor license and out of curiosity I looked at the statistics for today. Out of 787 people with the title of investment advisor, there are only 48 women. And it’s not an issue specific for Polish market only. In 2019, Morningstar published a study
Aleksandra Włodarczyk PL
12 pytań do: Aleksandra Włodarczyk Założycielka i ambasadorka 30% Club Poland Ola po pierwsze, zrobiłyśmy to!!! Uruchomiłyśmy 30% Club Poland wraz z całym gronem zaangażowanych osób. Powiedz naszym czytelnikom czym jest 30% Club i dlaczego zdecydowałyśmy się wprowadzić kampanię na polski rynek? Mam ogromną satysfakcję, że udało się uruchomić 30% Club w Polsce. Pamiętam, że pierwsze luźne rozmowy zaczęłyśmy prowadzić prawie dwa lata temu. To był projekt wymagający dużego zaangażowania i ogromu pracy, ale od początku mocno w niego wierzyłyśmy, dzięki czemu odniosłyśmy sukces. 30% Club to globalna kampania, angażująca wpływowych ludzi na najwyższych stanowiskach w korporacjach do działań promujących różnorodność płci we władzach spółek z całego świata. Wierzymy, że tylko organizacje wspierające prawdziwie inkluzywną kulturę, które włączają kobiety, mogą w pełni wykorzystać swój potencjał, by pozytywnie wpłynąć na swoich pracowników, rynki i społeczności. 30% Club poszerza swój zasięg i jest już obecny w 18 punktach na mapie świata (tzw. Chapters). W każdym regionie lub kraju kampania działa trochę inaczej i dostosowuje się do potrzeb i realiów lokalnego rynku. Jakie są nasze cele w Polsce? Zanim wyznaczyłyśmy sobie cele, spojrzałyśmy jaki jest nasz punkt startowy i z jakimi problemami boryka się polski rynek. Okazało się, że w 2020 roku udział kobiet we władzach 140 największych analizowanych przez nas spółek giełdowych wyniósł zaledwie 15,5%, a w prawie co czwartej spółce nie zasiadała ani jedna kobieta w zarządzie, ani w radzie nadzorczej. Za główny cel kampanii w Polsce wyznaczyłyśmy osiągnięcie udziału przynajmniej 30% kobiet we władzach (zarząd plus rada nadzorcza) największych giełdowych spółek do 2030 roku. Nasz cel jest długoterminowy, dlatego wyznaczyłyśmy również cel pomocniczy – średnioterminowy. Chcemy sprawić, żeby do 2025 we władzach każdej spółki z indeksu WIG20, mWIG40 i sWIG80 była kobieta oraz żeby średni udział kobiet we władzach do 2025 wyniósł przynajmniej 20%. Co Cię przyciągnęło do inicjatywy? Czego nauczyłaś się w pracach nad jej uruchomieniem? Od zawsze miałam w sobie zacięcie aktywistyczne. Szukałam inicjatywy, która połączyłaby ideały, w które wierzę, ze światem w biznesu, w którym działam na co dzień. Podoba mi się biznesowy aspekt kampanii oparty na mierzalnym wpływie różnorodności na efektywność przedsiębiorstw. Wydawało mi się, że taki przekaz może trafić bardzo szeroko. Praca nad uruchomieniem klubu nauczyła mnie, jak namawiać do działań tych, którzy jeszcze nie dostrzegają korzyści z budowania różnorodnego środowiska pracy i jak zarażać swoim entuzjazmem tych jeszcze nieprzekonanych. Na swojej drodze spotkałam wiele nieprzychylnych komentarzy, ale dziś już wiem, że nie należy się nimi przejmować, tylko szukać prawdziwych ambasadorów sprawy i robić swoje. Musiałam też przełamać swój strach przed wystąpieniami publicznymi, których zaczęło się robić coraz więcej. Miałyśmy też okazję pracować razem przy raporcie „Udział kobiet we władzach a efektywność spółek” i przy jego promocji. Co Cię zaskoczyło w tych działaniach? Badanie, które przeprowadziłyśmy przywróciło wspomnienia z czasów studenckich: budowania modeli, pisania raportów. Zapomniałam już, jak dużo pracy wymaga napisanie kilku stron dobrego tekstu. To był przyjemny powrót do pracy naukowej, której tryb jest zupełnie odmienny od mojej codziennej pracy. Byłam też zaskoczona jak chętnie temat raportu został podchwycony przez prasę oraz jak rozgrzał dyskusję w naszym środowisku finansowym. To pokazuje, że brakuje takich analiz i temat różnorodności nie został jeszcze dogłębnie przebadany. Coraz więcej zagranicznych instytucji tworzy prace poświęcone tej tematyce, ale w Polsce wciąż brakuje danych. Ze wszystkich działań nad powstaniem raportu to właśnie zebranie danych zajęło nam najwięcej czasu. Muszę przyznać, iż zazdroszczę Ci tego, że już wiele lat temu odnalazłaś w sobie swój głos. Angażujesz się też w wiele działań prospołecznych. Skąd czerpiesz do tego siłę i czas? Wydaje mi się, że aktywizm wyniosłam z domu. Nie potrafię siedzieć bezczynnie i mam ogromną potrzebę działania i angażowania się w zmienianie rzeczywistości dookoła mnie. W podstawówce byłam przewodniczącą szkoły, w liceum organizowałam festiwal teatralny. Już w trakcie mojej profesjonalnej kariery zaangażowałam się w projekt Warszawskiego Instytutu Bankowości „Bakcyl”, w ramach którego prowadziłam lekcje na temat finansów w gimnazjach i liceach. Narzekamy, że wiedza Polaków z zakresu oszczędzania i inwestowania jest na bardzo niskim poziomie czego efektem są problemy z kredytami frankowymi czy afery typu Amber Gold, a przecież nietrudno to zmienić. Uczniowie byli niezwykle zainteresowani lekcjami i chłonęli wiedzę, którą im przekazywałam, a ja miałam niezmierną satysfakcję, że mogę się nią z nimi dzielić. Gdy widzę, że takie małe i niepozorne kroki mogą przynieść realny efekt to daje mi niesamowitą siłę do dalszego działania. Ostatnio w Twoich działaniach dominują tematy prokobiece i kwestie równości płci. Skąd zainteresowanie taką tematyką? Wybór kariery na rynkach finansowych oznaczał pracę w środowisku zdominowanych przez mężczyzn. Po studiach na SGH, gdzie wśród studentów nie było takiej dysproporcji, praca w bankowości inwestycyjnej to był duży dysonans. Im bardziej zagłębiałam się w tematykę inwestycyjną i im wyżej awansowałam, tym mniej kobiet było dookoła. W 2017 roku uzyskałam licencję doradcy inwestycyjnego i dziś z ciekawości spojrzałam, jak wyglądają statystki. Na 787 osób z tytułem doradcy jest zaledwie 48 kobiet. Nie dotyczy to tylko polskiego rynku. W 2019 roku Morningstar opublikował badanie, które pokazało, że w Wielkiej Brytanii jest więcej funduszy inwestycyjnych zarządzanych przez mężczyznę o imieniu David, niż przez kobietę. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Przecież znam kobiety, które są tak samo dobrze wykształcone, mają równie wysokie ambicje i nie brak im kompetencji. Na to wszystko nałożyły się wydarzenia na polskiej scenie politycznej w 2020 roku, które wywołały masowe protesty uliczne w obronie podstawowych praw człowieka. Dookoła zaczęły powstawać organizacje szerzące edukację i uwrażliwiające na kwestie równości płci. Wtedy i ja poczułam potrzebę działania. Oprócz działań prospołecznych, poświęcasz też czas na rozwój. Jednym z Twoich hobby jest gra na pianinie, nauka francuskiego oraz sport. Czy te zainteresowania towarzyszą Ci od dawna? Czy pomagają odreagować stresującą pracę? Staram się utrzymywać zdrową równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Trading to praca na bardzo wysokich obrotach, której towarzyszy dużo stresu, więc pracuję nad tym, żeby po zamknięciu rynku potrafić się wyłączyć. Gra na pianinie okazała się zbawienna, bo idealnie czyści głowę i pozwala skupić się tylko na muzyce, a przy okazji udowodniła mi, że nigdy nie jest za późno, żeby zacząć rozwijać nowe pasje. Zasoby edukacyjne i naukowe są powszechnie dostępne i wszystko zależy od naszych chęci.
Anna Golec PL
12 pytań do: dr Anna Golec, CFA Kobieta budująca mosty między światem naukowym a biznesem, nie poddająca się stereotypom w myśleniu, a wręcz je punktująca, łącząca pracę w kraju i w Szwecji. Serdecznie zapraszam na fascynującą rozmowę z dr Anną Golec, CFA, która uchyli rąbka tajemnicy o świecie badań naukowych i w prosty sposób wyjaśni tak ważne pojęcia jak teoria masy krytycznej i warstwa marcepanowa w odniesieniu udziału kobiet we władzach. Wisienką na torcie są świetne analogie między szachami a życiem! Ania, od najmłodszych lat grałaś w szachy. Powiedz nam czego uczy się dziecko grając w szachy? Czy zdobytą wiedzę i sposób myślenia można zastosować w dorosłym życiu? Moja przygoda z szachami zaczęła się dość wcześnie, bo w wieku przedszkolnym za sprawą mojego dziadka, który zapewne uznał, że będzie to ciekawa forma spędzania czasu i oczywista okazja do rozwinięcia zdolności analizy i planowania. Jednak moją najważniejszą lekcją z tego czasu była… konfrontacja z porażką i to regularna! Pięciolatka ma niewielkie szanse w porównaniu z dorosłym, a nie było taryfy ulgowej. Szachy to gra indywidualna, gdzie nie ma miejsca na przypadek, wszystkie posunięcia wynikają z decyzji gracza i to na niego spada cała odpowiedzialność za porażkę. Jeśli przegrywasz, to znaczy, że popełniasz zbyt wiele błędów i przeciwnik jest lepszy. Uświadomienie sobie tego nie jest czymś miłym. Budzi masę negatywnych emocji, z którymi trzeba umieć sobie konstruktywnie poradzić, przeanalizować, co można zrobić lepiej, aby następnym razem wejść na wyższy poziom. A analogie z życiem? Dostrzegam wiele, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Czasem coś co pozornie wygląda na okazję np. zbicie ważnej figury, jest tak naprawdę pułapką. Nie można ograniczać się więc do analizy skutków jednego posunięcia, ale trzeba patrzeć na bardziej długofalowe konsekwencje. Uważam, że to bardzo ważne w życiu. Od początku zaskoczyła mnie też narzucona w szachach hierarchia – najważniejszą figurą nie jest zwinna i wszechstronna królowa, a powolny i mało przydatny król, którego wszyscy inni muszą ochraniać. Figury stają do walki i każda z nich ma obowiązek się poświęcić, jeśli prowadzi to do zwycięstwa. Król stoi z boku i ma jedynie przetrwać. Dlaczego królowa nie może być najważniejszą figurą? Dlaczego nie można wymienić króla? Bo tak! Bo ktoś kiedyś ustalił takie reguły. Smutne, ale niekiedy bardzo życiowe… Niezwykle piękne jest natomiast to, że nawet niepozorny pion, jeśli przetrwa początkowe rozgrywki na szachownicy i będzie wytrwale posuwać się naprzód, może stać się figurą, która zmieni wynik gry. Uczęszczałaś do klasy informatycznej, brałaś udział w olimpiadach matematycznych. Badania naukowe pokazują, iż w wielu krajach nie ma statystycznie istotnych różnic między wynikami z matematyki ze względu na płeć czyli dziewczynki są tak samo dobre z matematyki jak chłopcy. Dlaczego jest nas więc mniej na studiach informatycznych? To pytanie skłoniło mnie do zerknięcia na wyniki matur na poziomie rozszerzonym z ostatnich 4 lat w Polsce i okazuje się, że wbrew stereotypowemu myśleniu maturzystki lepiej wypadają na matematyce, informatyce natomiast maturzyści na biologii czy chemii. Tylko w fizyce raz wygrywają panie a w innym roku panowie, ale siły są wyrównane. Czyli nie jest tak, że dziewczynom brakuje predyspozycji. W ostatnim czasie coraz więcej pań wybiera studia techniczne, jednak wciąż stanowią mniejszość. Pytanie o przyczyny takiego stanu rzeczy to raczej domena psychologów i socjologów, mogę zatem mówić jedynie o swoich subiektywnych odczuciach, które nie muszą być reprezentatywne. Wybór studiów czy zawodu to wypadkowa wielu czynników: nie tylko predyspozycji, wiary w siebie, ale także tego, co komu sprawia przyjemność i wyobrażenia o tym, jak wygląda praca w danym zawodzie. Ja akurat mając komfort wyboru dowolnego liceum, byłam przekonana, że informatyka to jest to. Lubiłam komputery i programowanie, szło mi to całkiem nieźle i chciałam dowiedzieć się o tym czegoś więcej. Siadając pierwszego września w ławce i rozglądając się po klasie przeżyłam niemałe zaskoczenie widząc, że jestem jedną z czterech dziewczyn a wokół nas 32 chłopaków. Męski świat, męska, nazwijmy to, „wrażliwość”, konieczność udowadniania, że umiem właściwie odczytać plan szkoły i nie zabłądziłam szukając swojej klasy… Niby można się było tego spodziewać, ale jakoś nie pomyślałam o tym wcześniej. Okazało się również, że o ile fajnie jest od czasu do czasu usiąść przed komputerem, napisać jakiś prosty program i dorobić do kieszonkowego, to spędzanie wielu godzin przed ekranem i niewiele interakcji społecznych było dla mnie mało atrakcyjną opcją na długie lata pracy. Pomyślałam więc: fizyka! Coś absolutnie fascynującego, ale perspektywy zawodowe fizyków nie wyglądały zbyt różowo w tamtym czasie, czyli to też ma wpływ na decyzję. Ostatecznie wybrałam finanse. Na koniec pozostaje jeszcze kwestia wiary we własne możliwości. Wiele moich utalentowanych koleżanek zastanawiało się, czy są dość dobre, czy na pewno sobie poradzą na wymagających studiach technicznych. Zupełnie niepotrzebnie. Jedną z dziedzin, w której się rozwijasz jest nauka. Jesteś wykładowczynią – prowadzisz zajęcia z szerokiego obszaru ekonomii – czy zauważasz różnice w podejściu kobiet i mężczyzn do studiów ekonomicznych? Czy można uogólniać czy są może dostępne statystyki? Na co dzień mam do czynienia ze studentami na kierunkach finanse i zarządzanie. Trudno mi jednoznacznie przypisać wzorce zachowań do konkretnej płci. Moje obserwacje są takie, że w Sopocie gdzie uczę, pod względem liczebności dominują panie. Porównując średnie wyniki w podziale na płeć dostrzegam niewielką przewagę studentek. Okres pandemii i wykorzystania różnych narzędzi zdalnego nauczania stworzył mi okazję do obserwowania różnic w stylu pracy i aktywności, których w normalnych warunkach nie widać. Moje spostrzeżenia są takie, że panie pracowały bardziej systematycznie. Co ciekawe, w Szwecji, gdzie również uczę, sytuacja jest dokładnie odwrotna. Oczywiście trzeba pamiętać, że moje obserwacje dotyczą jedynie kilku przedmiotów i to w wąskiej grupie, dlatego nie można ich uogólniać. Uchyl nam rąbka tajemnicy w odniesieniu do świata nauki – ile czasu wykładowcy poświęcają na prowadzenie zajęć, ile czasu zajmuje rzetelne się do nich przygotowanie, a ile czasu zostaje na pracę naukową, w tym pisanie artykułów i prac naukowych? I tu odpowiedź brzmi: to zależy. Przede wszystkim od zajmowanego stanowiska i przypisanych mu obowiązków. Zadaniem pracownika dydaktycznego jest kształcenie i to ono wypełnia większość jego obowiązków. W przypadku pracowników badawczych to praca naukowa będzie głównym obszarem aktywności. Najliczniejszą grupą są jednak „hybrydy” czyli pracownicy badawczo-dydaktyczni, którzy dzielą
Iweta Opolska PL
12 pytań do: dr Iweta Opolska, CFA Siła jest kobietą i tę siłę dziś poczujecie od mojej wspaniałej rozmówczyni. Kobieta na wysokim menedżerskim stanowisku, z międzynarodowym wykształceniem, niestrudzona negocjatorka i autorka publikacji naukowych. O przełamywaniu barier, kobiecych i niekobiecych zawodach i inspirowaniu kobiet własną postawą porozmawiam z dr Iwetą Opolską, CFA. Iweta, bardzo Ci dziękuję, iż możemy porozmawiać! Milena, to ja dziękuję za uwzględnienie mojej osoby w swoim inspirującym projekcie! To dla mnie wyróżnienie. Posiadasz świetne wykształcenie – zarówno Szkoła Główna Handlowa jak i Aarhus Universitet oraz stypendium Freie Universitaet Berlin. Co daje taka międzynarodowa przygoda? Dziękuję! W okresie studiów spędziłam dwa lata poza Polską i to był niezwykły czas pod względem rozwoju – osobistego, kulturowego, językowego, naukowego, zawodowego, a nawet duchowego. Trudno w kilku słowach streścić ten ogrom doświadczenia, z którego czerpię do dzisiaj. Taki wyjazd uczy otwartości na innych ludzi, bo przebywa się wśród przedstawicieli kultur z różnych części świata, ale też tożsamości narodowej, bo pojęcie „dom/ojczyzna” nabiera wymiaru nostalgicznego. Mój studencki pobyt za granicą był jednocześnie lekcją pokory. Aby się utrzymać – jak wielu studentów z Europy Środkowo-Wschodniej – pracowałam dorywczo. Jednak dzięki temu nabrałam przekonania, że nie ma rzeczy niemożliwych. Możliwość studiowania na innych uniwersytetach daje też perspektywę, jak wiele definicji ma określenie „student” i jak różnie może być traktowany w zależności od kultury. Np. w Danii nauczyłam się, że student to nie jest osoba podrzędna względem wykładowcy, ale jego partner, który okazuje szacunek przez uczciwe przygotowanie do zajęć, ale tego samego wymaga od wykładowcy. To dobre odwzorowanie tego, jak powinna wyglądać relacja przełożony-podwładny. Lojalność zawodowa i szacunek to relacja dwustronna. Po odbyciu praktyk w Berlinie i Monachium rozpoczęłaś pracę w PwC– w dziale Corporate Finance. Co podobało Ci się w pracy w międzynarodowej firmie konsultingowej? Czy to tam narodziło się Twoje zainteresowanie rynkiem energii, w szczególności gazem, w Polsce? Moje początkowe kroki w korporacji to było dzieło przypadku. Po studiach w Danii wiedziałam, że chcę zajmować się finansami przedsiębiorstw, ale to branża energetyczna wybrała mnie, a nie odwrotnie. Zaaplikowałam do doradztwa finansowego do PwC na praktyki, a tam poznałam fantastycznych ludzi zajmujących się corporate finance w sektorze naftowo-gazowym. To oni wprowadzili mnie do szeroko rozumianej branży energetycznej. O ile samą branżą zainteresowałam się przypadkowo, to już specjalizacja w sektorze gazowym była świadomym wyborem. Uważam, że branża gazownicza jest fascynująca. Z perspektywy ekonomisty sektor gazowy przedstawia cały wachlarz zagadnień: mamy tam produkt homogeniczny, monopol naturalny, oligopole, problem liberalizacji, ale też i szereg problemów interdyscyplinarnych: geopolitykę, regulacje unijne i krajowe, uwarunkowania chemiczne, techniczne, a nawet klimatyczne czy psychologiczne. Ta branża nie daje powodów do nudy i cały czas – pomimo, iż zajmuje się nią od wielu lat – czegoś nowego się uczę. Po prawie pięciu latach pracy w Wielkiej Czwórce kolejne drzwi Twojej kariery się otworzyły i rozpoczęłaś pracę w PKN Orlen, największym graczu na rynku paliw w Europie Środkowo-Wschodniej. Co Cię pchało do tej zmiany? Czy miałaś gdzieś z tyłu głowy stereotypy, iż branża energetyczna raczej nie jest branżą kobiecą czy też szłaś za swoją pasją? Bardzo ceniłam sobie pracę w PwC i nadal uważam, że daje ona unikalny dostęp do wiedzy i szerokie możliwości poznania branż, spółek czy zarządów. Jednak po kilku latach zaczął mi doskwierać „syndrom konsultanta”. To moje określenie na potrzebę stworzenia czegoś namacalnego po dłuższym okresie tworzenia raportów, arkuszy, prezentacji oraz głębszej specjalizacji w miejsce krótkoterminowego zajmowania się jakimś zagadnieniem. Pamiętam, jak z innymi konsultantami patrzyliśmy na budujący się naprzeciw biurowiec i żartowaliśmy, że pracujący robotnicy przynajmniej widzą realny efekt swojej pracy. To jedna, choć nie jedyna przyczyna mojej decyzji o zmianie i przejściu na drugą stronę do „biznesu” czyli PKN ORLEN. Nie od razu też zauważyłam, że energetyka jest tak zmaskulinizowaną branżą, bo moim pierwszym przystankiem w PKN ORLEN było Biuro Zarządzania Projektami Strategicznymi, gdzie były… same kobiety. Podczas dekady Twojej pracy w PKN Orlen, bardzo szybko awansowałaś, z managera projektu na dyrektora Biura Handlu Gazem, które współtworzyłaś. Podziel się z nami wskazówkami jak odnaleźć swoje miejsce w dużych korporacjach, jak tworzyć własne departamenty i łączyć pasję z pracą? Miałam szczęście. Szczęście natomiast zdarza się wtedy, kiedy okazja spotyka się z przygotowaniem. To nie mój cytat (przypisuje się go Senece), ale dość dobrze obrazuje historię mojego awansu. Myślę, że nie tylko mojego, ale większości awansów. Okazja to splot korzystnych zdarzeń, na które jedynie w małej części mamy wpływ. Przygotowanie natomiast zależy już w pełni od nas samych, od zdobytej wiedzy i warsztatu. W moim przypadku okazją była ówczesna sytuacja na rynku gazu (początki liberalizacji, powstanie nowych interkonektorów gazowych, wejście nowych graczy), strategia PKN zakładająca budowę pierwszych dużych elektrociepłowni gazowych we Włocławku i Płocku oraz fakt, że wcześniej nie było w PKN wyspecjalizowanej komórki organizacyjnej, która kompleksowo zajmowałaby się gazem. Przygotowaniem natomiast były konsultingowy warsztat i wiedza, które zdobyłam na studiach i w PwC. Ważnym elementem tego przygotowania była też moja determinacja i pasja, żeby się zająć projektem gazowym. Twoja praca jest bardzo odpowiedzialna – zapewniasz gaz do kluczowej dla naszego kraju spółki. Odpowiadasz za negocjacje warte wiele miliardów złotych. Czy możesz nam zdradzić jak efektywnie negocjować? Jakie elementy są kluczowe w osiąganiu tzw. win-win? Odpowiedź na to pytanie zasługuje na cały cykl szkoleniowy 😊. Z mojej perspektywy ważne są trzy elementy: odpowiednie przygotowanie merytoryczne, jasne sformułowanie założeń (co możemy / nie możemy odpuścić) oraz… innowacyjność. Odpowiednie przygotowanie merytoryczne jest potrzebne, aby skutecznie prowadzić argumentację i bronić swoich racji w rozmowach z partnerem oraz aby odpowiadać na racje drugiej strony. Jasne sformułowanie założeń wymaga priorytetyzacji celów, bo negocjacje to forma wypracowywania kompromisów i wymaga od dwóch stron ustępstw. Innowacyjność w negocjacjach to umiejętność wyszukiwania nowych rozwiązań, które pozwolą wyjść z impasu negocjacyjnego, a także pozwolą zaspokoić interesy obu stron, bez uszczerbku dla wartości. Nie bez znaczenia jest też cała otoczka psychologiczna towarzysząca negocjacjom, będąca sumą wyobrażeń obu stron, charakterów osób zaangażowanych w rozmowy i ich doświadczenia. W Twojej pracy menedżera ważna jest priorytetyzacja, wyznaczanie i osiąganie celów. Myślę, iż są to takie hasła, które w praktyce nie są łatwe do zastosowania. Odsłoń nam trochę kulis Twojego warsztatu? Masz rację – priorytetyzacja